Warto sobie uzmysłowić już na początku kariery, że praca UX/UI Designera (czy Product Designera) różni się w zależności od typu firmy, w jakiej się pracuje. Można pracować w małej agencji, dużym software housie lub na przykład w firmie, która rozwija swój własny produkt cyfrowy (przykładem może być Allegro czy serwisy bankowe). Podstawy zawodu są takie same, jednak inny jest poziom, na jaki wchodzi się do „wnętrza” produktu. Po niemalże 4 latach pracy jako Product Designer (między innymi dla software house’u) postanowiłam zebrać swoje przemyślenia na ten temat i pomóc Wam zrozumieć różnice.
(wpis dostępny jest także w wersji podcastowej, o tutaj poniżej)
Czym w ogóle jest software house?
W dużym uogólnieniu, software house to firma wytwarzająca oprogramowanie. Czyli bardzo uproszczając tworzą na przykład platformy internetowe, aplikacje mobilne, strony czy sklepy internetowe. Firma tego typu świadczy usługi tworzenia oprogramowania innym firmom z różnych branż. Zatrudniani tu są między innymi programiści, projektanci UX/UI, stratedzy, analitycy biznesowi i scrum masterzy. Razem tworzą zespół developerski odpowiedzialny za budowę produktu. Nad procesem sprzedaży i obsługi klienta czuwa zespół biznesowy oraz managerowie.
Software house może specjalizować się w jakiejś konkretnej branży (np. branża finansowa, big data czy branża medyczna) lub działać na szeroką skalę realizując projekty z różnych domen. Projekty mogą być krótkie, zaledwie kilku miesięczne lub bazować mogą na stałej współpracy z jakimś klientem i trwać nawet kilka lat. Zależy to między innymi od tego, z jakim problemem biznesowym przyjdzie klient, jaki będzie miał budżet i jakie zostanie mu zaproponowane rozwiązanie.
Software house = zmienność projektów
Pierwsze, co mi się kojarzy z software housami, to zmienność projektów, która jak wszystko, ma swoje jasne i ciemne strony. Daje ogromne możliwości oraz szybki rozwój, a jednocześnie odbiera szansę na poznanie danego produktu czy branży lepiej.
Każdy nowy projekt to szansa na rozwój
Większe software housy pracują jednocześnie dla kilku różnych klientów, zazwyczaj z różnych branż. Projekty w dużej mierze są kilkumiesięczne, więc co kilka miesięcy projektant i deweloperzy przydzielani są do nowych projektów. Ogromną zaletą takiego podejścia jest możliwość w szybkim czasie zdobycia doświadczenia projektowania na różne platformy i urządzenia. Trafiają się projekty aplikacji mobilnych, responsywnych aplikacji internetowych czy na przykład aplikacje na smartwatch. Dostajemy też produkty na różnych fazach rozwoju – prototypy, MVP oraz stabilne aplikacje do rozbudowy. Każda z faz ma swoje wyzwania. Pracując w firmie produktowej na pewno ciężko byłoby nabyć takie doświadczenia w zaledwie rok czy dwa. Dla mnie to była ogromna szansa, którą wydaje mi się, że dobrze wykorzystałam.
Tempo kosztem jakości
Zmienność projektów ma także ciemne strony. Niestety w kilka miesięcy nigdy nie uda się wszystkiego zrobić tak, jakbyśmy chcieli. Napięte terminy i ograniczony budżet klienta sprawiają, że rozwiązania trzeba ucinać, przez co nie zawsze oddajemy coś, z czego jesteśmy w pełni zadowoleni. Trzeba dobrze rozumieć czym jest MVP, czyli Minimum Viable Product i być gotowym na to, że nie wszystko uda się zawrzeć w tej pierwszej wersji. Celem jest sprawdzenie czy produkt w ogóle ma sens, przy jak najmniejszej inwestycji ze strony klienta.
Kolejna rzecz, jaka za tym idzie, to że po kilku miesiącach oddajemy projekt, zamykamy pliki i w pewnym sensie zapominamy o produkcie. Całkowicie szczerze, rzadko kiedy klient wraca po więcej… Wyprodukowanie aplikacji to koszt rzędu kilkuset tysięcy, nic dziwnego zatem, że nie wracają. Klient zadowala się wersją, którą dostarczyliśmy, a my zostajemy z całym backlogiem zadań oznaczonych jako „kolejna iteracja”. Nawet bardziej przykre jest to, że zazwyczaj nie mamy kontroli nad produktem, nad tym co się z nim dzieje. Dobierając rozwiązania często stawiamy hipotezy, których nie jest nam dane zweryfikować, po pójściu „live”. Nie dane jest nam zobaczyć, jak z produktu korzystają prawdziwi użytkownicy.
Rożne kultury, branże i klienci
Co fajne, to duża rotacja projektów pozwala nam się zetknąć z przeróżnymi typami klientów, branż i kultur. Ja przez te 3 lata miałam sporo klientów i projektów, a każdy z nich mnie czegoś nauczył, zarówno jeśli chodzi o względy techniczne, jak i takie miękkie, komunikacyjne. Miałam klientów do rany przyłóż, a też takich, z którymi szliśmy prawie na noże. Niesamowite było pracować z różnymi kulturami – Stany Zjednoczone, Arabia Saudyjska, Niemcy, Polska. Widać ogromne różnice w podejściu klientów w zależności od kraju czy kultury organizacyjnej firmy. To bardzo cenne doświadczenie, żeby zobaczyć tę różnorodność w praktyce. Zupełnie inaczej teraz patrzę i nie tak szybko przyklejam łatkę „złego klienta”. A przede wszystkim jestem w stanie powiedzieć, jakie cechy ma ten fajny klient, z którym pracować chciałabym zawsze.
Zalety pracy w software housie w skrócie:
- nie ma nudy i „zmęczenia tematu” – projekty zmieniają się dosyć często
- można poznać wiele różnych branż
- szybkie zdobywanie doświadczenia w różnych typach produktów cyfrowych
- projekty na różnych etapach rozwoju (prototypy, MVP, stabilne produkty do optymalizacji)
- szansa na pracę z różnymi typami klientów
Wady pracy w software housie w skrócie:
- brak kontroli nad rozwojem produktu (walidacja hipotezy, analityka )
- brak stałego zespołu
- często etat projektanta podzielony jest na kilka zespołów jednocześnie
- tempo pracy
Przydają Ci się moje wpisy?
Jest prosty sposób, żeby powiedzieć „Merci, że jesteś tu” – możesz jednorazowo wesprzeć moją działalność, stawiając mi wirtualną kawkę i tym sposobem doceniając moją pracę. Dziękuję!
Dla kogo software house, a dla kogo nie?
Taki tryb pracy na pewno nie jest dla każdego, ale są też osoby, które w atmosferze ciągłej zmienności czują się jak ryba w wodzie (na przykład ja). To, czego potrzeba w takim miejscu, to na pewno duża otwartość na zmiany oraz elastyczność. Nie każdy projekt będzie tym wymarzonym, nie każdy klient będzie świetny, nie każda branża nas zainteresuje. Jednak każdy z projektów pozwala na poszerzenie horyzontów, na poznanie świata, no i na zdobycie kolejnego doświadczenia jako UX/UI czy Product Designer.
Jeśli z kolei wolisz stabilizację, wolisz skupić się na jednym produkcie, poświęcić mu pełną uwagę i wnikliwie analizować każdy problem, to na pewno poleciłabym bardziej rozważenie pracy w firmie produktowej. To nie tak, że w software housach robi się niskie jakościowo produkty bez pomyślunku, wręcz przeciwnie. Jednak zupełnie inne jest podejście do projektowania i wdrażania, inaczej ustawione priorytety.
Podsumowując, uważam, że praca jako UX/UI Designer w software housie to świetna opcja na start. Można w bardzo szybki sposób poznać wiele rodzajów platform, wiele branż, zmierzyć się z różnymi procesami, poznać wiele typów klientów. Doświadczenie przychodzi naprawdę szybko. Potencjalny problem może się pojawić w momencie, kiedy postanowisz się bardziej wyspecjalizować w jakimś obszarze. O początkach w branży pisałam także we wpisie Dlaczego nie każda firma zatrudnia juniorów.
Dzięki! Wartościowy materiał, doceniam 🙂
a ja doceniam miły komentarz, mega się cieszę, że materiał się spodobał i trafił w potrzeby. Piąteczka! 🙂
Nie wiem czy kanał yt jeszcze żywy, dlatego zapytam tutaj:
Mam kilka ogolnych pytań odnośnie praktyk, na podstawie Twojego bloga (strona głowna): obrazek na górze, buttony cta po prawej od obrazka oraz obrazki z kart wpisów = każdy z nich ma inny border radius, czy to brak konsekwencji czy celowy zabieg, jak celowy, to dlaczego?
„podstrona” O mnie, spodziewalem sie po kliknieciu kilku zdań o Tobie, zarówno zawodowych jak i jakieś hobby czy coś, a tu link do linkedin, trochę zonk. Brak możliwości bezpośredniego kontaktu jeśli nie mam konta na linkedin. Nigdzie nie widze też formularza czy nawet samego adres email do Ciebie jako autorki bloga, to tak żeby tajemniczo było czy jaki powód?
Pytam z prostego powodu: ucze się i ciekaw jestem podjetych decyzji, nie oceniam czy są one dobre czy złe, gdyż nie mi to oceniać 🙂
Cześć Oskar, dzięki za Twój komentarz, fajnie, że pytasz 🙂 Już śpieszę z odpowiedzią. Całkiem szczerze, wiele rzeczy to przypadek, a nie celowy zabieg. To takie wyważenie pomiędzy jakością a czasem. Nie inwestowałam dużo czasu i pieniędzy w wygląd tego bloga, ponieważ wolę ten czas wkładać w pisanie treści, niż w to aby wszystko było pixel perfect. Blog nie przynosi mi żadnych korzyści finansowych, dlatego nie brałam też firmy do tego, żeby mi go dobrze zrobiła. A więc w dużym skrócie.. szewc w dziurawych butach chodzi 🙂
Co do podstrony o mnie, to nie widziałam celu w pisaniu tam wypracowania na swój temat. Celowo podpięłam Linkedin, bo tam moje doświadczenie jest najczęściej aktualizowane i można zobaczyć mój background zawodowy, na podstawie którego się tutaj wypowiadam. Ogólnie Linkedin jest standardem w branży i polecam go posiadać. Ja swoje pierwsze oferty pracy dostałam właśnie dzięki sieci na Linkedin.
Jak będziesz miał jeszcze jakieś pytania, to pytaj śmiało. Pozdrowienia 🙂
Hej Claudia, no to wszystko jasne :).
Powoli, powolutku myślę nad założeniem Linkedin, nie jestem zbyt wielkim fanem social mediów… Nawet jak założe to nie chce mi się korzystać, stąd tak delikatnie, z kijem podchodze do linkedin i czasem trące, żeby zobaczyć jakiś profil, ale na założenie konta jeszcze przyjdzie czas 🙂
Znajomy mi wspominał, że mając linkedin ciągle dostaje jakieś wiadomości od rekruterów i trzeba odpisywać, żeby nie trafić na jakąś algorytmiczną *czarną liste* linkedin, a ja przykładowo na fb loguje się raz na miesiąc…
Pingback: Dzień z życia UX/UI Designera » Future UX designer