Look who’s back!
Po krótkiej przerwie wracam do Was z nową energią i garścią ciekawych historii z czasu mojej nieobecności. Wiem, że wielu z Was zastanawiało się, co u mnie słychać. Dziękuję wszystkim, którzy się do mnie odezwali, żeby sprawdzić, czy wszystko ok! To bardzo miłe 🙂
Ostatnie miesiące były dla mnie czasem intensywnych zmian. Wyjazdy, drobne problemy zdrowotne i kilka zawodowych zawirowań sprawiły, że musiałam zrobić sobie przerwę od blogowania. Okazało się, że ten odpoczynek był mi bardzo potrzebny. Dzięki niemu zyskałam nową perspektywę i z jeszcze większą motywacją wracam do dzielenia się z Wami swoją wiedzą i doświadczeniem.
Chciałabym wrócić do korzeni tego bloga. Moim głównym założeniem od początku było dzielenie się tym, co mnie jara, i dzielenie się świeżo zdobytą wiedzą, tak, aby sobie samej układać te rzeczy w głowie. To dla mnie dobry wyznacznik, że coś zrozumiałam, kiedy potrafię coś wyłumaczyć komuś innemu. A uczę się ostatnio naprawdę dużo i aż przebieram nóżkami z nieciepliwości, żeby Wam o tym opowiedzieć w przystępnej formie!
Tekst dostępny także w wersji audio na wszystkich platformach streamingowych oraz YouTube, więc możesz kosumować moje treści w ulubionej formie 💚
To już rok, dacie wiarę?
W czerwcu minął rok, odkąd moja przygoda z poprzednią firmą skończyła się w sposób dość drastyczny. Jeśli nie jesteście ze mną aż tak długo, to polecam wrócić sobie do tych wpisów lub odcinków. Opowiadałam tam o zwolenieniu i moich późniejszych potyczkach rekrutacyjnych. Był to dla mnie niesamowicie ciężki i stresujący czas, który odbił się na mnie również zdrowotnie.
Ale wiecie co? Wydaje mi się, jakby to było co najmniej kilka lat temu. Tyle się przez ostatni rok wydarzyło, że ten przykry epizod został całkiem w tyle. To co mi zostało, to zwiększona odporność na nieprzewidywalne sytuacje. Czuję się lepiej zabezpieczona pod każdym względem.
Nabrałam też sporo dystansu do mojej pracy. Praca to praca, wykonuję ją, a potem zamykam komputer i mam czas na swoje zajęcia. O ile nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, nie myślę o pracy po pracy. I wiem, to może brzmieć normalnie, przecież niby nic nadzwyczajnego. Ale przez długi czas tak nie było, szczególnie na początku mojej kariery, gdzie pracowałam ponad normę, aby jak najszybciej pokazać swoją wartość i zbudować pozycję. To było bardzo wyczerpujące, szczególnie, że przez większość czasu ścigałam się ze swoją własną głową, a moje starania nie były zauważane. I co ciekawe, ostatnio nawet przeczytałam gdzieś tego potwierdzenie, że właśnie osoby, które zostały objęte grupowym zwolnieniem, nabierają dystansu do pracy i już nie budują takiej silnej relacji z miejscem pracy. Ma to dla mnie sens.
Problem czy szansa?
Nie mogę powiedzieć, że ostatni rok był łatwy. Jednak wiele się nauczyłam i miałam szansę sprawdzić się w nowych rolach. Przez ostatnie miesiące zmieniłam zespół 3 razy! Tak, to bardzo dużo jak na firmę produktową. Ale czułam, że nie jestem we właściwym miejscu i miałam odwagę o tym otwarcie powiedzieć. Pierwszy raz mam management, z którym mogę otwarcie rozmawiać. Kiedy narzekam na sytuację, nie spotykam się z „no to zmień pracę, nara”, tylko szukamy wspólnie rozwiązania. Jestem za to niesamowicie wdzięczna. Dzięki temu mam poczucie, że co by się nie działo, zawsze znajdzie się wyjście i to bez „rzucania papierami”.
Elastyczność
To, czym ja się mogę odpłacić, to elastyczność. Mój zespół projektowy jest mały. Oznacza to w tym przypadku, że czasami musimy podjąć się zadań spoza swojej ulubionej dziedziny. Moją bajką jest zdecydowanie product design, tu się czuję najlepiej. Zawsze mówię, że uwielbiam moment wychodzenia z chaosu do koncepcji rozwiązania. UI? Zrobię, ale już z mniejszą satysfakcją. Od jakiegoś czasu podejrzewam u siebie ADHD. W przypadku UI jest to szczególnie upierdliwe, bo nie mogę się skupić na szczegółach. Coś mi się omsknie o jeden pixel, tu zapomnę o jakimś przypadku itd. Z jednej strony chciałabym dążyć do perfekcji, ale w większości przypadków kończę na „good enough”.
Ale właśnie ta elastyczność sprawiła, że… surprise surprise, zajęłam się tematem design systemu. Dlaczego? Tak jak mówiłam, jesteśmy małym zespołem. Mogłam siedzieć i narzekać, że komponenty się rozjeżdżają, czegoś brakuje, a tak w ogóle to mamy niespójność między figmą a tym, co na produkcji… Ja wybrałam działanie, podciągnęłam rękawy, obejrzałam kilka tutoriali i zabrałam się do pracy. Czy sprawia mi to przyjemność? No średnio. Czy nauczyłam się czegoś nowego i zdobyłam nową umiejętność? Owszem.
I szczerze mówiąc, myślę, że w tych czasach, kiedy firmy tną koszty i etaty, taka elastyczność jest jak najbardziej wskazana. Potrzeba wszechstronnych designerów, którzy potrafią czasm wyjść ze swojej specjalizacji. Oczywiście nie namawiam Was tutaj do brania każdego zadania z dupy, jakie ktoś będzie próbował Wam wcisnąć. Na przykład, w życiu bym się już nie zgodziła na robienie grafik na social media. Nienawidzę tego robić, nie mam do tego drygu, a przez to zawsze zajmowało mi to stanowczo zbyt dużo czasu. Ale jeśli pojawia się szansa popracowania z design systemem, co zresztą pojawia się w wielu ogłoszeniach, to ja w to wchodzę. Szczególnie, że jak się zdążyło okazać, budowanie komponentów w Figmie, to wierzchołek góry lodowej w temacie design systemu. Podstawą działającego systemu jest współpraca między designerami, a także współpraca na linii projektanci – programiści. A akurat w tym obszarze czuję się dobrze.
Nieoczekiwana zamiana ról
Później sytuacja potoczyła się jeszcze ciekawiej, bo zostałam tymczasowym managerem produktu. Byłam przerażona, ale zgodziłam się na to, bo wiedziałam, że to jest dla mnie niezwykła szansa, żeby się sprawdzić w tej roli, bez zbyt dużego ryzyka. Trafił mi się trudny przypadek, ale miałam mnóstwo wsparcia dookoła, a jednocześnie wiedziałam, że jestem w tej roli tylko tymczasowo, aż znajdziemy doświadczonego managera na to miejsce.
Już Wam kiedyś opowiadałam o poziomach doświadczenia designerów. Im wyżej, tym trudniej, a po osiągnięciu poziomu zaawansowanego seniora, rozwój trzeba wziąć w swoje ręce i zadecydować, co chcemy robić dalej. Objęcie roli managera, nawet na tak krótki czas pozwoliło mi zweryfikować swoje umiejętności i zobaczyć, gdzie jeszcze mam braki. Bardzo doceniam to doświadczenie, bo pomimo, że krótkie, było dla mnie cenną lekcją. No i poradziłam sobie całkiem nieźle, nikt nie zginął, projekty szły do przodu, a nowy manager miał gładszy start.
Eventy małe i duże
W międzyczasie wzięłam udział w dwóch eventach, w tym na jednym byłam prelegentką. Był to meetup „UX po godzinach” w Gdańsku, organizowany przez Krzyśka Miotka oczywiście. Podczas mojej prelekcji opowiadałam o tym jak zbudować porozumienie i współpracę na osi design – development, a także design – klient. Był to mały meetupik, ale cieszę się, że mieliście ochotę wpaść i posłuchać. Zdecydowanie za mało dzieje się takich inicjatyw w Trójmieście. I tak myślę, że w sumie to mogę Wam nagrać moją prelekcję w formie podcastu, chcecie? Dajcie koniecznie znać, czy interesuje Was temat współpracy w zespole.
Oprócz tego byłam na InfoShare w Gdańsku. Początkowo, chciałam napisać o tym cały osobny wpis, nawet zaczęłam. Jednak szczerze, ciężko to jakoś sensownie podsumować, bo większość prelekcji była bardzo „high level”, bardziej inspiracyjna i trudno byłoby to jakoś streścić. No i oczywiście 90% tematów dotyczyło AI. Czy InfoShare to konferencja dla designerów? Z założenia nie, ale jeśli macie otwartą głowę, lubicie networking lub myślicie o wystartowaniu swojego produktu, warto się tam pokazać. Czysto projektowej wiedzy tam raczej nie znajdziecie. Ja wyciągnęłam dla siebie kilka informacji o trendach technologicznych, a jedna z prelekcji skłoniła mnie to myślenia o jakimś nowym biznesie, zupełnie niepowiązanym z projektowaniem aplikacji. Co z tego wyjdzie? Czas pokaże, póki co daje temu pomysłowi powoli kiełkować w mojej głowie 🙂
Uwaga, ciekawostka rekrutacyjna
A jak już wspominam o AI, to muszę Wam o czymś opowiedzieć. Kiedyś dzieliłam się tipami odnośnie CV i portfolio. Wspominałam, że lepiej, aby CV było tworzone w edytorach tekstowych, aby tekst był łatwy do skanowania. Dlaczego? Bo firmy mogą korzystać z AI do presekecji kandydatów. No i że tak powiem, teraz jest to potwierdzone info. Już Wam opowiadam.
Otóż tak się zkłada, że pracuję w producie rekrutacyjnym. Może kojarzycie Workable albo eRecruiter. No to ja tam nie pracuję, tylko gdzieś indziej 😀 Ale w dużym skrócie, jest produkt pomagający zbierać, porównywać aplikacje, a następnie organizować proces rekrutacyjny. No i pracowałam ostatnio nad pewną funkcja bazującą na AI. W ramach discovery zrobiłam research konkurencji, żeby zobaczyć, jak u nich wykorzystywane jest AI w procesie rekrutacyjnym. Jak się okazało, każdy z analizowanych konkurentów korzysta z AI to preselekcji kandydatów! Na czym ta funkcja polega? Działanie jest baaardzo proste. Algorytm porównuje ze sobą informacje zawarte w ogłoszeniu, z tymi umieszczonymi w CV. Jeśli jest zgodność, rekomenduje takiego kandydata. Jeśli nie ma zgodności, w zależności od serwisu, kandydat może zostać automatycznie odrzucony, lub po prostu nie jest rekomendowany.
Także chciałam Wam dać info z pierwszej ręki, że „the shit is real”. Jak możemy sobie z tym radzić? No cóż, wracamy do wałkowanej już wszędzie rady – personalizuj swoje dokumenty rekrutacyjne pod firmę. Dopasuj informacje do ogłoszenia, podkreśl informacje wymagane przez pracodawcę, zrezygnuj z informacji zbędnych. Lepsze proste, konkretne CV z bardzo prostym układem, niż przekombinowane, które będzie nieczytelne dla AI.
Co dalej z mentoringami?
I jeszcze jedna kwestia, którą chciałabym wyjaśnić, skoro już się tak updejtujemy – mentoringi. Na jakiś czas musiałam je zawiesić, bo nie wyrabiałam się już czasowo i byłam bliska wypalenia. Nie pomagały też sytuacje, kiedy ktoś pomimo umówienia się na mentoring, nie pojawiał się. To wszystko doprowadziło mnie do decyzji, o zawieszeniu darmowych mentoringów.
Przeprowadziłam łącznie ponad 50 darmowych sesji, a oprócz tego dzielę się z Wami wiedzą na kanałach, które także są otwarte i ogólnodostępne. Jeśli macie ochotę, możecie mi postawić wirtualną kawkę i w ten sposób docenić moją pracę, to zapraszam, ale jest to całkowicie dobrowolne. Przy okazji, wielkie dzięki dla osób, które zdecydowały się to zrobić. Jest to bardzo wspierające i z góry dziękuję nawet za najdrobniejsze kwoty!
Indywidualne sesje mentoringowe będą od teraz płatne. Nie martwicie się, będą to opłaty raczej symboliczne, stanowiące ułamek tego, co potrafią brać inni mentorzy. Mentoringi prowadzę na platformie ADPList, tam możecie poznać szczegóły. Pewnie jesienią odpalę osobną zakładkę na stronie, opowiadającą o mojej ofercie.
Pamiętajcie, że na ADPList są tysiące świetnych mentorów z różnych części świata, a wielu z nich ma w ofercie darmowe konsultacje, także korzystajcie z tego! 🙂
Przydają Ci się moje wpisy?
Jest prosty sposób, żeby powiedzieć „Merci, że jesteś tu” – możesz jednorazowo wesprzeć moją działalność, stawiając mi wirtualną kawkę i tym sposobem doceniając moją pracę. Dziękuję!