Koszmarki rekrutacyjne

Obraz renesansowy okładka wpisu Historie rekrutacyjne z dreszczykiem Future UX Designer

Nie jestem fanką horrorów, dlatego ich nie oglądam. Niestety, horror może nam się przydarzyć w prawdziwym życiu zupełnie bez ostrzeżenia. Jak już pewnie wiecie, straciłam pracę z powodu zwolnień grupowych. Z tego też powodu, uczestniczyłam ostatnio w sporej liczbie procesów rekrutacyjnych. Niestety, kilka z nich okazało się horrorem i to nie tylko ze względu na negatywne zakończenie.

Ten wpis ma być humorystyczny i celowo został ubarwiony i ubrany w bardziej dramatyczną formę. Moją intencją od samego początku nie jest obrażenie kogokolwiek. Liczę na to, że te historie będą dla Was pouczające lub przynajmniej zabawne. Chcę Wam pokazać, że bez względu na doświadczenie można trafić na wątpliwej jakości procesy rekrutacyjne. Potraktujcie mnie jak tego człowieka przed telewizorem krzyczącego „nie wchodź tam!!”. Może uda mi się Was wyczulić na rekrutacyjne „red flags” i dzięki temu zaoszczędzicie trochę czasu i unikniecie niepotrzebnego stresu czy rozczarowania.

Historia o duchach

Ta historia zaczęła się niewinnie, jak wszystkie inne historie. Odezwał się do mnie miły pan na jednej z platform społecznościowych. Długo rozmawialiśmy, wymieniliśmy się oczekiwaniami. Zaproponował, że skontaktuje mnie z koleżanką, która poprowadzi dalszą część procesu.

Mijały dni, a nikt się nie odzywał. Cisza. Kiedy już zaczynałam watpić, pojawił się mail. Nie było to zaproszenie na rozmowę z kimś z działu HR, jak to zazwyczaj na początku procesu, a link do… Google Forms. OK. W mailu napisali, że wypełnienie go zajmie mi jakieś 10-15 minut. Formularz zawierał wiele pytań i potrzeba było ponad pół godziny, aby go wypełnić. Niektóre pytania były krótkie i dotyczyły moich oczekiwań. W innych miejscach prosili o opisanie, które elementy ich aplikacji najbardziej mi się podobają, dlaczego chcę dla nich pracować itd. Musiałam więc pobrać ich aplikację, uruchomić darmowy okres próbny i przez chwilę jej poużywać, żeby wyrobić sobie zdanie. Zostawili także miejsce na moje pytania, co było miłe, bo miałam ich co raz więcej…

Kilka dni później pojawił się kolejny mail. Proponują UX Challange i pytają, czy jestem na to otwarta. Ma zająć 1,5-2h, do zrobienia w dowolnym momencie. „Jasne, chętnie. To dla mnie też okazja zobaczyć nad czym pracujecie” – zgadzam się w sumie bez zastanowienia. Zadanie rozwiązuje w Miro, rozpisując dokładnie swój proces myślowy oraz wszystkie założenia. Zapisuję, co zrobiłabym, gdybym rozwiązywała taki problem w normalnym życiu. Zostawiłam też sporo karteczek z pytaniami typu „ja zazwyczaj robię to tak i tak, a jak to wygląda w Waszej firmie?”. Spodziewałam się odpowiedzi lub dyskusji podczas prezentacji zadania.

Wysyłam maila z zadaniem dołączając link do Miro. W treści piszę, że uprzejmie proszę o potwierdzenie, czy link działa i mają dostęp do zadania. Cisza.

Mija tydzień bez żadnej odpowiedzi, nawet głupiego „tak, działa. Potrzebujemy 2 tygodnie na ocenę”. Zrozumiałabym, przecież jest sezon urlopowy. Ale nie, nadal cisza. Więc wysyłam kolejnego maila z pytaniem, czy dostali poprzedniego maila i czy wszystko działa. Cisza.

Po dwóch tygodniach dostaję maila. W tytule „feedback”. W treści (parafrazując) „Niestety, zdecydowaliśmy się nie kontynuuować z Tobą procesu. Jeśli za jakiś czas rozwiniesz swoje umiejętności, możesz się odezwać w przyszłości i spróbować ponownie.” Problem polega na tym, że w tej wiadomości nie ma feedbacku, to feedback widmo, jak cała ta firma. Nawet jeśli chciałabym się odezwać w przyszłości, to nie raczyli wspomieć jakich umiejętności zabrakło i nad czym powinnam popracować, żeby mieć szansę w przyszłości.

Red flags:

  • brak komunikacji i mała responsywność firmy
  • przez cały proces nie miałam okazji porozmawiać z nikim z firmy (wszystko mailowo)
  • brak odpowiedzi na moje pytania przez cały proces rekrutacyjny
  • jednostronna rekrutacja
  • brak prawdziwego „feedbacku” do zadania

Tak wiele rzeczy było nie tak w tym procesie i było to dla mnie na tyle frustrujące, że postanowiłam podzielić się z firmą moim feedbackiem. Takim prawdziwym feedbackiem. Zarzuciłam im brak odpowiedzi na moje pytania i małą responsywność. Uważam, że w momencie kiedy dali mi do zrobienia zadanie, to powinni też dać coś od siebie w zamian (chociaż odpowiedzieć na moje pytania z formularza i udzielić feedbacku do zadania). Nie zgadniecie co się wydarzyło… cisza 👻

Wielki Brat patrzy

Kojarzycie te sceny w filmach, gdzie aż się chce krzyknąć do głównej bohaterki „nie wchodź tam!”, bo tak oczywiste jest, że za rogiem czycha niebezpieczeństwo? No to słuchajcie.

Ta historia zaczyna się podobnie jak poprzednia. Miły pan odezwał się do mnie kilka miesięcy wcześniej z propozycją. Na tamten moment nie byłam zainteresowana, bo miałam pracę i było na tyle dobrze, że nie chciałam jej zmieniać. Jednak jego propozycja wydawała ciekawa, a moja kandydatura na to stanowisko obiecująca. Dlatego postanowilismy pozostać w kontakcie.

Ku mojemu zdzwieniu, prędko odezwał się do mnie, po opublikowaniu informacji, że jestem otwarta na nowe oferty pracy. Wróciliśmy do rozmowy i umówiliśmy się na spotkanie online.

Pan był jakiś taki speszony, zachowywał się, jakby chciał coś ukryć. Starałam się zachowywać normalnie i nie popadać w paranoję, ale zwróciło to moją uwagę od początku. Opowiedział mi o stanowisku, czego oczekują i jakby to wyglądało. Brzmiało to bardzo ciekawie i było zgodne z kierunkiem, w jakim się rozwijam. W sumie to jedno z najlepiej pode mnie skrojonych stanowisk, jakie do tej pory widziałam. Byłam coraz bardziej zainteresowana.

Wtedy pan zaczął mówić nieco ciszej, jeszcze bardziej przepraszającym i speszonym tonem… „Mamy tu takie narzędzie do trackowania czasu pracy”. Nie spotkałam się z tym wcześniej, znałam ze słyszenia, ale moje pierwsze wrażenie nie było jakieś skrajnie negatywne. OK, skoro tego potrzebują to spoko, ale dlaczego tak go to skrępowało? Po chwili okazało się, że czas musi być mierzony dokładnie co do godziny i minuty, przeciwnie dostaniesz niższe wynagrodzenie. To już zaczęło mi śmierdzieć.. a był to dopiero początek.

Otóż, szatańskie narzędzie robi dodatkowo screenshoty w randomowych momentach. „Ale spokojnie, nikt tego nie ogląda, tylko w wyjątkowych sytuacjach, jak ktoś nie performuje” – zapewnił mnie rozmówca. Szambo wybiło. Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałam jak się zachować i co powiedzieć. Więc się uśmiechałam i słuchałam dalej, wiadomo.

Niestety, nie wyobrażam sobie pracy z prywatnego komputera (bo firma nie zapewniała sprzętu) z zainstalowanym oprogramowaniem szpiegowskim, które będzie robiło sobie screenshoty czego będzie chciało. Takie rozwiązania z góry wprowadzają atmosferę braku zaufania i pokazują, że kultura firmy raczej nie jest przyjazna. Zrezygnowałam z tego procesu. Według raportu opracowanego przez NoFluffJobs i Maję Gojtowską, aż 77% osób odeszłoby z firmy, gdzie nie czuje zaufania.

Red flags:

  • trackowanie czasu co do minuty
  • praca na własnym sprzęcie i instalacja oprogramowania szpiegowskiego
  • firma zatrudniała kontraktorów z „tanich” krajów
  • rola nie była dobrze zdefiniowana, sami nie wiedzieli, czego oczekują

Przydają Ci się moje wpisy?

Jest prosty sposób, żeby powiedzieć „Merci, że jesteś tu” – możesz jednorazowo wesprzeć moją działalność, stawiając mi wirtualną kawkę i tym sposobem doceniając moją pracę. Dziękuję!

Bunt maszyn

W tej historii, gdybym miała przyrównać to do jakiegoś filmu, to chyba byłoby science fiction ze zbuntowanymi robotami i sztuczną inteligencją w roli głównej. To będzie krótka historia.

Otóż najszybszą odmowę udało mi się dostać w… 30 minut. Większość procesów przyzwyczaiła mnie do tego, że na kontakt czeka się tydzień, dwa, a nawet miesiąc. Także wynik mierzony w minutach zdecydowanie mnie zaskoczył. Oczywiście mogło się zdarzyć, że ktoś faktycznie przeglądał w tym momencie zgłoszenia i mnie odrzucił. Niektóre firmy używają na tych pierwszych etapach botów do skanowania czy CV jest zgodne z ogłoszeniem. Słyszałam o tym w jakimś podcaście, ale oczywiscie nie pamiętam w którym, sorki.

No i tutaj uwaga, uczcie się na moim błędzie, bo na mnie już za późno. Otóż, jako że zrobiłam sobie case study do portfolio w Figmie, to stwierdziłam, że CV tez zrobię w Figmie. Chciałam, żeby było spójne wizualnie i w ogóle. Okazuje się, że to mógł być błąd. Problem tkwi w tym, jak Figma eksportuje pliki pdf. Z tego co rozumiem, teksty zostają spłaszczone. W takim przypadku boty mają problem ze zczytaniem chociażby doświadczenia zawodowego, więc.. zakładają jego brak i odrzucają takie CV. Myślę, że tak mogło być w moim przypadku i nawet nie chcę myśleć, ile szans mi uciekło sprzed nosa z tego powodu.

Na potwierdzenie tej teorii dodam, że miałam problemy z moim CV przy niektórych formularzach. Czasami firmy mają długaśne formularze, ale jest opcja załadowania CV i zczytania z niego danych, które automatycznie uzupełnią formularz. No to u mnie po załadowaniu CV praktycznie nic się nie działo. Z tego co pamiętam, to chyba tylko numer telefonu się zczytywał i imię.

Także ku przestrodze dla Was – lepiej mieć mniej dopasowane wizualnie CV z Google Docsów czy Worda, niż nieczytelne dla botów CV z Figmy. Ja dowiedziałam się tego za późno, ale kiedy będę kolejny raz szukała pracy, to przeniosę swoje CV do edytora tekstowego. To też ułatwia edycję CV pod konkretną firmę. Dodatkowo pdfy z Figmy są bardzo ciężkie i zazwyczaj trzeba je przepuścić przez jakiś kompresor, co dodatkowo zwiększa szansę na to, że coś się wysypie (np. linkowanie).

Łamanie szyfru

To z czym się jeszcze spotkałam, to próba wciśnięcia kandydata na siłę w określoną ramkę. Kojarzycie taką zabawkę dla dzieci, gdzie są otwory w kształcie trójkąta, koła, kwadratu itd, a do tego zestaw klocków odpowiadających kształtem tym otworom? No to właśnie podczas niektórych rekrutacji czułam się jak jeden z tych klocków… wciskany na siłę do nieodpowiedniego otworu.

Szukając teraz pracy, pierwszy raz spotkałam się z tym, że niektóre firmy oczekują tych słynnych 5 lat doświadczenia, ale 5 lat w konkretnej branży czy typie produktu. Także możesz pracować dla NASA, ale na nikim nie zrobi to wrażenia, bo oni chcą kogoś z doświadczeniem powiedzmy w FinTech albo kogoś kto projektował dokładnie taki system jak xyz.

Jest to o tyle przykre i krzywdzące, że mamy wielu wszechstronnych, uzdolnionych projektantów, którzy z powodzeniem zmieniają kontekst i nie robi im różnicy, jaki produkt projektują. Oczywiście każdy typ produktu i każda branża ma swoje niuanse i wiedzę domenową, ale zakładanie z góry, że ktoś tego nie opanuje jest po prostu słabe.

Moim zdaniem to jest właśnie fajne w tym zawodzie, że mając konkretny zestaw narzędzi i technik, mogę jednego dnia projektować interfejs do samochodu, innego dnia aplikację na Apple Watch, a kolejnego aplikację edukacyjną dla dzieci na tablety. Nie wiem, czy mając 5 lat doświadczenia w projektowaniu nudnych dashboardów czy baz danych, chciałabym to kontynować czy jednak szukałabym jakiejś odskoczni. Także na siłę szukanie kandydata z pasującym doświadczeniem moim zdaniem trochę pokazuje, że osoby po drugiej stronie nie rozumieją na czym polega projektowanie.

Dla kontrastu, miałam jedną super rekrutację do bardzo skomplikwoanego produktu, gdzie rekruterzy sami powiedzieli, że ich produkt jest na tyle specyficzny, że oni całkowicie rozumieją, że nowy projektant przyjdzie przez wiedzy domenowej. Z tego powodu mieli zaplanowany długi onboarding dla nowej osoby i byli na to gotowi. I to jest podejście, które szanuję.

Zakończenie

Pomimo tych kilku nieciekawych historii, kupy stresu i odrobiny straconego czasu, udało mi się doczekać happy endu i niedługo zaczynam pracę w nowym miejscu. Od razu zaiskrzyło, znaleźliśmy wspólny język, a kultura firmy odpowiada temu, czego teraz szukałam. Trzymajcie kciuki, żeby nie była to tylko dobra przykrywka 😀 A ja trzymam kciuki za Ciebie, jeśli właśnie szukasz pracy lub zamierzasz niedługo poczynić ten krok. Wiem, że rekrutacje są stresujące, a przykre doświadczenia z niektórymi firmami nie dodają otuchy. Jednak pomimo tego, wiem, że czeka tam na Ciebie świetne miejsce pracy, nie poddawaj się 🙂

1 thought on “Koszmarki rekrutacyjne”

  1. Pingback: 👋 Powrót po przerwie » Future UX designer

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll to Top