Dosyć spontanicznie postanowiłam napisać ten wpis i podzielić się z Wami wrażeniam na gorąco, bo zrobiłam coś szalonego… Otóż poszłam na kurs za 900 dolarów, który trwa jedynie 7h. Z wpisu dowiecie się, skąd się bierze takie pieniądze (bez okradania banku), czy upadłam na głowę i walnęłam o krawężnik, oraz co najważniejsze… Czy było warto?
Psst, ten wpis możesz też wchłonąć w wersji do słuchania:
Kontekst – skąd ten pomysł?
Na początek odrobina kontekstu, który uważam, że jest ważny, żeby wytłumaczyć Wam tę decyzję. Otóż obecnie jestem w procesie zmiany zespołu, w którym pracuję. Zmiana ta jest o tyle duża, że przechodzę z zespołu webowego, do zespołu zajmującego się aplikacją mobilną. Może się wydawać, że to nic wielkiego, przecież co za różnica, trzeba tylko mniejsze w Figmie projektować… 😀 Niby jestem w branży już od 5 lat, ale większość czasu projektowałam głównie aplikacje webowe. Miałam kilka okazji pracować przy aplikacjach, ale nigdy nie było za dużo czasu, żeby się w ten temat mocniej zagłębić. Znałam wytyczne projektowania pod oba systemy operacyjne, umiałam zaprojektować poprawny interfejs mobilny, ale nadal czułam, że to nie wszystko.
Jednocześnie, kiedy pojawiła się propozycja zmiany zespołu, dostałam jasną informację, że mogę starać się o dodatkowy budżet, jeśli tylko czuję potrzebę, że się poduczyć i żeby się czuć pewniej w nowej roli. Moim zdaniem to jest super podejście pracodawcy, bardzo świadome, bo zdecydowanie lepiej (i taniej) jest wyszkolić obecnego pracownika, niż uruchamiać rekrutację i szukać kogoś nowego. Rozwinę ten wątek niżej.
A co to za kurs w ogóle?
Jak się pewnie domyślacie, szukałam kursu, który będzie na nieco wyższym poziomie wtajemniczenia niż „zaprojektuj swoją pierwszą appkę w Figmie”. Jak się okazało, to wcale nie takie proste zadanie. Niewiele jest dobrych, zaawansowanych kursów mówiących o projektowaniu doświadczeń dedykowanych aplikacjom mobilnym. No albo ja nie umiem szukać. Finalnie trafiłam na kurs Mobile User Experience od Nielsen Norman Group*. Od razu widziałam, że to jest właśnie to, czego szukałam. To, czego najbardziej chciałam się dowiedzieć, to jak rodzaj urządzenia wpływa na sposób korzystania z aplikacji, jakie zachowania użytkownika są typowe przy korzystaniu ze smartfona itd. No i wiecie… Nielsen Norman to marka, której nikomu nie trzeba przedstawiać. Także nie miałam najmniejszych wątpliwości, że będzie profesjonalnie, konkretnie i co najważniejsze, wszystko poparte danymi z badań. Także chyba jedyne co mnie sparaliżowało, to cena… bo jednak cenią się skubani.
*No i od razu zaznaczam, że nie jest to wpis sponsorowany, żeby nie było niedomówień. Kurs został sfinansowany przez mojego pracodawcę, a opinia którą tu wyrażam jest jak zwykle subiektywna.
Jak starać się o dodatkowy budżet?
Nie wiem czy macie świadomość, ale pozyskanie nowego, doświadczonego pracownika, to są miesiące poszukiwań, godziny spędzone na spotkaniach, mnóstwo zaangażowanych osób, a później jeszcze czas, jaki trzeba poświęcić na onboarding nowej osoby. A i jeszcze szukając doświadczonego pracownika, trzeba się liczyć z tym, że ta osoba jest prawdopodobnie obecnie gdzieś zatrudniona i ma okres wypowiedzenia, których potrafi się wahać od 1 do nawet 3 miesięcy, także dochodzi dodatkowy czas oczekiwania. Koszta takiego procesu to wieeele, wiele tysięcy, kiedy policzy się ile osób było zaangażowanych i ile poświęciły czasu. Także chyba rozumiecie, że pracodawcy pod różnymi względami, po prostu bardziej się opłaca zafundować pracownikowi szkolenie, niż szukać kogoś nowego.
Może to nie jest argument, którym można szastać pracodawcy przed nosem z groźbą rzucenia wypowiedzeniem, bo to po prostu nieładnie. Ale chcę, żebyście mieli świadomość i nabrali odwagi do proszenia o taki budżet i do szukania sobie opcji rozwojum, nawet kiedy teoretycznie jej nie ma. A większość firm stawia teraz na proaktywność i inicjatywa własna pracownika jest doceniana. W większości przypadków firma korzysta na Waszym rozwoju i nie zależy im, żebyście odchodzili gdzieś indziej, bo lukę po Was będzie ciężko i kosztownie, aby zapełnić.
Korzyść dla obu stron
Tylko oczywiście trzeba podejść do tego z rozsądkiem i zrozumieniem korzyści obu stron. Raczej bym nie wyskakiwała z „dajcie mnie tu hajsik na kurs grafiki 3D, bo się mega tym zajarałem i widzę w tym [moją] przyszłość, a jak nie to się zwolnię, bo podcinacie mi skrzydła”, kiedy oczywistym jest, że w danej firmie nigdy tych umiejętności nie użyjesz i nijak na tym skorzystają. Dla firmy to jak sponsorowanie Twojego hobby – no fajnie by było, ale wiadomo… business is business.
O wiele szybciej znajdzie się budżet, kiedy Twój kurs czy konferencja, na którą chcesz pójść będą zgodne z kierunkiem rozwoju firmy. Dajmy na to, firma chce w kolejnych latach otworzyć się na nową grupę wiekową, albo dostosować swoją aplikację do używania na smartwatch’ach. Kiedy pokażesz, że kurs który wybrałeś jest zgodny z tym kierunkiem, jestem pewna, że rozmowa potoczy się inaczej. Pokaż, że rozumiesz, że dzięki temu możesz przyczynić się do realizacji celu i zależy Ci na tym.
To, co też fajnie działa, to obietnica podzielenia się zdobytą wiedzą z resztą designerów albo organizacji. To nie musi być nic wielkiego – krótka prezentacja, wpis na confluence czy medium, albo zorganizowanie warsztatu. Szczerze mówiąc, kiedy idę na jakiś ciekawy kurs, to wręcz kipi we mnie chęć podzielenia się insightami z innymi, także wychodzi to zazwyczaj naturalnie w ten czy inny sposób.
Przydają Ci się moje wpisy?
Jest prosty sposób, żeby powiedzieć „Merci, że jesteś tu” – możesz jednorazowo wesprzeć moją działalność, stawiając mi wirtualną kawkę i tym sposobem doceniając moją pracę. Dziękuję!
Moje wrażenia i spostrzeżenia po kursie
Doświadczona prowadząca
Kurs prowadzony był przez profesjonalistkę z kilkunastoletnim doświadczeniem w UX Researchu, co na pewno było na mega plus. Co ważne, mimo tytułu doktora i lat spędzonych w badaniach, prowadząca miała super podejściem i komunikowała się w zrozumiały sposób, co jak wiadomo nie zawsze idzie w parze. Nie mogę powiedzieć, że nie było specjalistycznego żargonu, ale nadal treści były bardzo przystępne i dobrze opowiedziane.
Prowadząca na bieżąco odpowiadała na komentarze na czacie, także nie miałam poczucia, że jestem na wykładzie. Czułam, że w każdym momencie jak czegoś nie zrozumiem lub będę chciała wiedzieć więcej, to mogę dopytać. To było naprawdę fajne, ludzie korzystali z tej opcji i bez skrępowania zadawali bardzo podstawowe pytania, a czasami też jakieś nietypowe z związane z konkretnymi sytuacjami z pracy czy wyzwaniami projektowymi.
Kwestie organizacyjne
Pozostając przy temacie interaktywności kursu, to w trakcie zajęć były też quizy, ankiety i praca w grupach. Szczerze mówiąc w ogóle się tego nie spodziewałam, a miło się zaskoczyłam. Oczywiście, że wygrałam w quizie i zaspokoiłam mojego ducha rywalizacji 😀 Praca w grupach też była dosyć ciekawa i była jakimś urozmaiceniem części bardziej wykładowej. Przy okazji można było poznać kilku innych uczestników zajęć i chwilę pogadać.
Subiektywnym minusem były godziny kursu. Nielsen Norman Group ma siedzibę w San Diego, także oni byli świeżutcy, a u mnie był wieczór. Niby miałam pół dnia wolnego, ale mimo wszystko wieczorem jest mi się trudniej skupić. Na koniec zajęć, po godzinie 21, ciężko już było utrzymać uwagę, pomimo ciekawych tematów.
No i z takich rzeczy organizacyjnych, to kurs był w pełni po angielsku. Dla mnie to akurat nie był problem, ale domyślam się, że dla kogoś może być. Niestety, większość dobrych materiałów o UX/UI Design jest po angielsku i jest to jeden z powodów, dla których warto się uczyć języka, nawet jeśli planujecie pracować tylko w polskich firmach.
Wiedza
Na kursie dostaliśmy bardzo dużo treści w w krótkim czasie, co jest jednocześnie plusem i minusem. Pewnie gdybym za tą cenę otrzymała mniej wiedzy, to byłabym bardzo niezadowolona. Jednocześnie przez bardzo krótki czas kursu (łącznie 7h z przerwami) czułam mocny przesyt informacji. Po pierwszym dniu czułam się jak zombie. Bardzo chciałam podejść do tego szkolenia odpowiedzialnie, robić notatki, słuchać, pytać i dowiadywać się więcej. Niestety nie byłam w stanie, bo poruszono mnóstwo wątków i tempo było bardzo szybkie, żeby móc syntezować informacje na bieżąco. Dlatego notowałam szybko hasłowo, a potem poświęciłam kilka dodatkowych wieczorów, żeby tę wiedzę sobie na świeżo uporządkować i zrobić lepsze notatki. Niestety nie pomagały w tym bardzo lakoniczne slajdy, które dostaliśmy, dlatego warto było robić jakiekolwiek własne notatki. Co ciekawe, podczas dołączania do kursu każdy podpisywał kodeks honorowy i regulamin, w którym było surowo zabronione jakiekolwiek rozprzestrzenianie materiałów czy nagrywanie kursu.
Podczas tych dwóch dni dostałam bardzo dużo wartościowych informacji, które na pewno przydadzą mi się w codziennej pracy i przy nowych mobilnych wyzwaniach. Był to taki mix wiedzy specyficznej dla mobile (przypominam, że był to kurs Mobile User Experience), ale też rzeczy uniwersalne, jak projektowanie inputów. No i co dla mnie najważniejsze, wszystkie rekomendacje czy prezentowane tendencje, były poparte badaniami użytecznościowymi. Także nie było tam miejsca na zgadywanie czy osobiste preferencje, wszystko przetestowane i poparte danymi. Myślę, że tutaj mamy odpowiedź, skąd ta szalona cena kursu. Płacimy za lata badań i zdobywanie doświadczenia, nie za 7h wykładu, i to jest ok.
Poziom kursu
Do dzisiaj ciężko mi ocenić poziom tego kursu, ale według mnie treści były za trudne i zbyt intensywne dla osób początkujących. Jak sobie myślę, że miałabym dostać taką bombę wiedzy na głowę jako osoba mniej doświadczona, to chyba bym nie wiedziała, co z tym zrobić. Także osobiście nie polecam tych kursów, jeśli dopiero zaczynacie lub nie pracujecie obecnie z aplikacjami mobilnymi. Jeśli jesteście na poziomie mid / senior i potrzebujecie się doszkolić w konkretnym temacie, to wtedy owszem, może być to przydany kurs i w takim przypadku bym go poleciła. Było kilka ciekawych insightów, które rzuciły mi nowe światło na to, jak ludzie używają aplikacji i jakie mają do nich podejście. Niektóre wytyczne też były dla mnie zaskoczeniem, także ja bez wątpienia wyszłam z zaspokojonym głodem wiedzy i zainspirowana do działania.
Patrząc po uczestnikach, z którymi miała styczność podczas pracy w grupach i patrząc na pytania, jakie ludzie zadawali, to było to bardzo mieszane towarzystwo o różnym poziomie doświadczenia. Była ze mną w grupie dziewczyna na początku swojej kariery w UX, którą pracodawca wysłał i robi po kolei kilka kursów i certyfikatów z NNg. Kurka, trochę zazdro takiego hojnego pracodawcy xD A z drugiej strony jej współczuję, bo pewnie jej łeb pęka od nadmiaru wiedzy i jeszcze długo nie będzie wiedziała co z tym zrobić.. Także byli łowcy certyfikatów, byli ludzie żywo zainteresowani, już z jakąś wiedzą i doświadczeniem. Byli też ludzie, którzy chyba z przymusu tam dołączyli. Miałam ziomka w grupie, który drugiego dnia w ogóle nie włączył kamery i z nami nie gadał, jak robiliśmy zadanie. Także super, że zabulił 900 dolarów i nie uczestniczył.. 😀
Certyfikat
Hmmm… ogólnie, to chyba już tu wyrażałam moje osobiste zdanie o certyfikatach w tej branży, ale chętnie powtórzę. Według mnie nie mają znaczenia i nigdy nie były czymś decydującym podczas selekcji CV w moim wydaniu. Dla mnie się liczy co ktoś ma w głowie, a nie co ma na papierku, bo to niestety nie idzie w parze z defaultu. ALE jak już zrobiłam taki drogi kurs, to byłam szalenie ciekawa, jak wygląda egzamin, jaki jest jego poziom i czy trudno mi go będzie zdać. Także rozumiecie, zrobiłam to dla potrzeb badawczych 😀 Nawet wybuliłam 80 dolarów z własnej kieszeni, żeby zaspokoić moją ciekawość.
No więc tak, do egzaminu nie można sobie podejść z ulicy, tylko trzeba wziąć udział w kursie i wtedy dostaje się „kredyty” na podejście do egzaminu. Kredyty mają swój termin ważności, z tego co pamiętam to chyba 30 dni od zakończenia kursu, albo trochę więcej. Po tym czasie trzeba zapłacić 80 dolców za przedłużenie terminu. Sam egzamin, jak wspomniałam kosztuje też 80 dolarów. Są możliwe 3 podejścia. Przed egzaminem znowu dostajemy regulamin do podpisu, gdzie zobowiązujemy się do tego, że nie będziemy nigdzie publikować pytań i odpowiedzi.
Egzamin według mnie był dosyć prosty, bez podchwytliwych pytań. Było przewidziane na niego sporo czasu, a mi udało się go skończyć w 15 minut. Było kilka pytań teoretycznych, kilka bardziej praktycznych. Wszystko bazowało na tym, co było na kursie. Miałam dobre notatki, więc zdałam na 100% przy pierwszym podejściu 🙂
No i na co mi ten certyfikat? Nie wiem.. podpięłam na Linkedin i dostałam dużo lajków, suuuuper.
Czy było warto?
Uważam, że był to bardzo wartościowy kurs, dostałam dokładnie to, czego się spodziewałam i nawet trochę więcej. Bardzo zaimponował mi poziom merytoryczny i informacje poparte badaniami. Podczas kursu używane były nawet nagrania z usability testów. Jednocześnie tak jak wspomniałam wyżej, uważam, że był to kurs dla osób już z pewnym doświadczeniem, które potrzebują pogłębienia wiedzy i wejścia na wyższy poziom. Moim zdaniem to nie jest kurs, który każdy musi odhaczyć, bo nie można bez tego projektować. Można, serio, ja też projektowałam już aplikacje bez tego kursu. Teraz wiem więcej i będę to robić na pewno lepiej lub bardziej świadomie. Ale to też wynika z mojej natury, ja nie lubię przyjmować czegoś „bo tak jest”, ja lubię wiedzieć dlaczego, no i na tym kursie się tego dowiedziałam.
Także jeśli jakiś temat Was szczególnie interesuje, szukacie merytorycznych informacji popartych badaniami i macie spory budżet do wydania, to z czystym sumieniem polecam kursy do Nielsen Norman Group. ALE zdecydowanie nie dodaje ich do listy „must have na start dla UX/UI Designera”, bo moim zdaniem zrobicie sobie więcej krzywdy niż pożytku przyjmując porcję wiedzy, której nie będziecie umieli użyć.